wtorek, 22 kwietnia 2014

Tarta francuska ze szparagami


Zimowym urodzinom nie można odmówić  zasadniczej zalety - są przed wiosną. Dzięki temu przemarznięte, zasmarkane na wszystkich urodzinowych zdjęciach dzieci zimy mają przynajmniej jeden powód do radości - wiosnę gratis. 

Dodatek to ekskluzywny. Dzieci urodzone latem i jesienią o takiej wiośnie mogą co najwyżej pomarzyć. Wiosenne dzieci też - umówmy się, co to za przeżywanie wiosny, jeśli się nie potrafi nawet utrzymać głowy prosto, ani wychylić choćby odrobię zza sterty czapeczek, kocyków i drapiących sweterków (obowiązkowo, żeby nie przewiało). 

Hen, z dawien dawna zwykło się liczyć lata właśnie w wiosnach. Taka gratisowa wiosna daje więc gratisowy rok, a że mądrości z latami tylko przybywa... Wniosek prosty. Więc nawet kiedy człowiekowi robi się staro (bo chrześnica idzie za chwilę do szkoły, a legitymacja studencka pęka w szwach od naklejek), można się co nieco pocieszyć. Ostatecznie lepszy jeden siwy włos niż cztery łyse. No i wiosna na talerzu.




Składniki:

1 rulon ciasta francuskiego
500 g zielonych szparagów
gałązka pomidorków koktajlowych (8-10 sztuk)
100 g twarogu wędzonego
2 jajka
1 mały jogurt naturalny
150 gram tartego sera mozzarella
gałka muszkatołowa
pieprz
sól

Piekarnik rozgrzać do 200 stopni. Ciasto rozłożyć w foremce, zawinąć wystające brzegi, nakłuć widelcem i podpiec przez 10-15 minut.

Szparagi umyć, obłamać końcówki i obgotować na parze przez ok. 6 minut. Lekko posolić. Pomidorki umyć i pokroić w ćwiartki.

Jajka roztrzepać z jogurtem, wymieszać z serem. Doprawić solą i pieprzem.

Na podpieczone ciasto wyłożyć 2/3 szparagów. Na szparagi ułożyć ćwiartki pomidorków i pokruszony twaróg. Zalać masą jajeczną. Na wierzch położyć resztę szparagów.

Piec przez 25-30 minut (aż masa się zetnie).

Smacznego!

niedziela, 20 kwietnia 2014

Mazurek czekoladowy


- No to mów, co myślisz.
- Ja... ja myślę to, co mówię, a to jest właściwie to samo, proszę pana.
- Wcale nie. W ten sposób mogłabyś powiedzieć, że "widzę to, co jem" i "jem to, co widzę" mają to samo znaczenie.
- Mogłabyś także powiedzieć - niespodziewanie odezwał się zaspanym głosem Suseł - że "oddycham, kiedy śpię" ma to samo znaczenie, co "śpię, kiedy oddycham".

Przyjemnie móc mówić, co się myśli i myśleć, co się mówi i nie patrzeć na resztę świata. Dobrze do tego mieć 4 lata, dwa warkocze, rajstopy w grochy i mocne postanowienie zdobycia panowania nad ludzkością, kotami, swoim psem i w ostateczności - również siostrą.

Kiedy zdjęcia z dzieciństwa są już tak rozpaczliwie odległe (choć nadal niesamowicie rozczulające) i zdążyło się zapomnieć, że się kiedyś miało psa, nachodzi człowieka ochota, żeby schować się pod kołdrą, blisko mamy i poszukać dziecięcych snów, które powinny siedzieć jeszcze gdzieś pod łóżkiem.

Dziś zakładam rajstopy w grochy. Panowaniem nad światem zajmę się jutro. Albo pojutrze. Grunt, że mogę mówić, co myślę i oddychać, kiedy śpię.



Składniki:

Ciasto:
180 g mąki pszennej (typ 500)
1 żółtko
1/2 kostki masła (100 g)
1 łyżka kwaśnej śmietany (18%)
40 g cukru
szczypta soli

Krem:
1/2 puszki masy kajmakowej kakaowej
1/2 tabliczki gorzkiej czekolady (60% kakao)

Dekoracja:
pisak cukrowy biały
różyczki z kakaowego opłatka

Piekarnik rozgrzać do 180 stopni (z termoobiegiem). Składniki na ciasto zagnieść na gładką masę, zawinąć w folię i włożyć do lodówki na ok. 30 minut. Po tym czasie rozwałkować ciasto, przełożyć do foremki (lub uformować w prostokąt). Przykryć folią aluminiową i obciążyć fasolą. Piec z obciążeniem przez ok. 15 minut. Po tym czasie zdjąć folię z fasolą i piec bez obciążenia przez kolejne 15 minut. Wystudzić.

Czekoladę rozpuścić w kąpieli wodnej. Rozpuszczoną czekoladę zmiksować z masą kajmakową. Odstawić do lekkiego stężenia.

Ciasto wysmarować kremem i dowolnie udekorować.

Smacznego!

sobota, 19 kwietnia 2014

Mazurek migdałowo-różany


Przychodzi w życiu taki moment, który doskonale nadaje się do czegoś. I coś wypadałoby w takim momencie zrobić. Wprawdzie zawsze masz do wyboru - zaraz teraz lub zaraz potem. Na dodatek zwykle zaraz teraz jest mniej atrakcyjną opcją. Jednak czas dzielności szkodzi. Zamiast zadawać pytania z serii: Co robić, kiedy facet stawia opór, a ty nie chcesz być jeszcze zanadto wyzwolona? lub Na co komu dwie takie same skarpetki? trzeba czasem przejść do czynu.

Czyli co? No na przykład wylać takiemu delikwentowi wiadro zimnej wody na głowę. Niekoniecznie w Lany Poniedziałek, za to koniecznie z pretensją: A gdzie ja teraz taką śliczną wodę znajdę? Ewentualnie bić po mordzie, choć to może być już nieco zbyt radykalne. W kwestii skarpetek natomiast można obwiniać pralkę. Świnia zżera jak leci, po jednej z każdej pary. Im nowsze (i mniej dziurawe), tym lepsze.

Święta pełną gębą.



Źródło przepisu: Moje smaki życia, nr 4/2014

Składniki:
(na tortownicę o średnicy 26 cm)

Ciasto:
180 g mąki pszennej (typ 500)
40 g cukru
1/2 kostki masła (100 g)
1 żółtko
1 łyżka kwaśnej śmietany (18%)
szczypta soli

Krem:
250 g serka mascarpone
5 łyżek konfitury różanej
100 g zmielonych migdałów

Dekoracja:
3 różowe róże
białko z 1 jajka
cukier

Róże podzielić na płatki. Białko rozkłócić. Każdy płatek zanurzać w białku a następnie delikatnie pokryć cukrem. Pocukrzone płatki odkładać na tacę wyłożoną papierem do pieczenia. Odstawić do wyschnięcia na kilka godzin (najlepiej na całą noc).

Składniki na ciasto zagnieść na gładką masę, zawinąć w folię i włożyć do lodówki na 30 minut.

Piekarnik rozgrzać do 180 stopni (z termoobiegiem). Schłodzone ciasto rozwałkować, dociąć do wielkości formy. Z resztek ciasta zrobić dekorację na brzegu. Ciasto przykryć folią i obciążyć fasolą. Piec 15 minut. Po tym czasie zdjąć folię i fasolę i piec kolejne 15 minut bez obciążenia (aż ciasto się zarumieni). Wystudzić.

Składniki na krem lekko zmiksować (do połączenia składników). Odstawić do lodówki do lekkiego stężenia (na ok. 30-45 minut). Przełożyć krem na wystudzony spód i udekorować płatkami róż.

Smacznego!

sobota, 12 kwietnia 2014

Chocolate chip muffins



- Kto to Hiroshi?
- W zasadzie duch.
- Może latać?
- Kiedyś latał. Był kamikadze.

Słodka sobota. Na śniadanie babeczki i film. Do tego obowiązkowo kawa. Kiedyś nie piło się kawy na śniadanie. Było się dzieckiem.

Dziś jest inaczej. Dziś nie do końca wygląda tak, jak miało wyglądać, ale ostatecznie nie zawsze się udaje być księżniczką, albo astronautą, albo księżniczką-astronautą. Rzekł mi ktoś ostatnio (z wielką słusznością zresztą), że życie nie ma limitu na kopanie człowieka po kolokwialnie mówiąc dupie. I można ile wlezie wzdychać w niebiosa, wołać o pomsty, ewentualnie pioruny na wrogów, a i tak nic z tego. Pokorą daleko się nie zajedzie.

Ile zatem potrzeba upartości i odwagi, żeby zostać księżniczką-astronautą? Mała podpowiedź: tyle, ile się da. Wszystko. Ani mniej, ani więcej. I jeszcze własną rakietę i najlepiej osobisty kraj, w którym miłościwie się będzie panowało. No i dobre CV. Nie każdy ma to szczęście, żeby zostać kamikadze.



Składniki:
(na 12 sztuk)

2 szklanki mąki pszennej
2/3 szklanki cukru
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki soli
2 jajka
1 szklanka kwaśnej śmietany (12%)
1/2 szklanki oleju
1/2 łyżeczki aromatu waniliowego
60 g płatków czekoladowych

Piekarnik rozgrzać do 190 stopni. Suche składniki (mąkę, cukier, proszek do pieczenia i sól) wymieszać. Jajka roztrzepać. Ubić widelcem ze śmietaną, olejem i wanilią, do powstania jednolitej masy. Przelać mokre składniki do suchych i wymieszać widelcem (lub szpatułką) do połączenia składników.

Do gotowego ciasta dodać płatki czekolady i dokładnie wymieszać. Formę do muffinek wyłożyć papilotkami. Do każdej wkładać ok. 2 łyżek ciasta. Piec 20 minut w temperaturze 190 stopni (bez termoobiegu).

Smacznego!

piątek, 11 kwietnia 2014

Tort kakaowy (tradycyjny)



- Powiedzmy, że odkąd byłeś mały, zawsze marzyłeś, aby dostać lwa. Więc czekałeś, czekałeś, czekałeś i czekałeś, ale lew nie przychodził. Aż nagle zjawia się żyrafa. Możesz być sam, albo - możesz być z żyrafą.
- Poczekałbym na lwa.

A co, jeśli się nie doczeka? Zawsze można trzymać żyrafę w zanadrzu. Przynajmniej póki nie ucieknie z napotkaną przygodnie gazelą. Ewentualnie można spróbować przerobić żyrafę na lwa. Z grzywą będzie najłatwiej. Kolor od biedy ujdzie. Pewne trudności mogą się zdarzyć, kiedy przyjdzie do przekonywania żyrafy do wielgachnego kawału surowego mięcha. Krwistego oczywiście. Mięcho może przegrać konkurencję z zieleniną. Podsumowując: może nam nie wyjść. 
Podobno w miłości nic na siłę. A jak z miłością? Lwy są wszak narażone na wyginięcie (czyli jest ich mało). Ale z drugiej strony - co zrobić z taką żyrafą?






Składniki:
(na tortownicę o średnicy 20 cm)

Biszkopt:
5 jajek
3/4 szklanki drobnego cukru
2/3 szklanki mąki pszennej
1/3 szklanki kakao

Krem:
600 g serka kremowego naturalnego (typu Philadelphia)
1 kostka masła (200 g)
1 1/2 szklanki cukru pudru
2 łyżeczki ekstraktu z wanilii
4-5 łyżek kakao

Poncz:
1/2 szklanki wody
sok wyciśnięty z 1/2 cytryny
1 łyżeczka cukru

Dodatkowo:
dżem malinowy (ok. 1/2 słoiczka - 150 g)
pałeczki czekoladowe z nadzieniem truskawkowym (1 1/2 opakowania)
cukrowe gwiazdki
wstążka

Piekarnik rozgrzać do 160 stopni (z termoobiegiem). Dno tortownicy wyłożyć papierem do pieczenia. Białka oddzielić od żółtek, ubić na sztywną pianę. Pod koniec ubijania dodawać po 1 łyżce cukier (cały czas ubijając). Następnie dodać po kolei żółtka. Miksować tylko do momentu połączenia składników. Mąkę i kakao przesiać do masy jajecznej i delikatnie wymieszać drewnianą łopatką. Przełożyć ciasto do tortownicy. Piec przez ok. 40 minut (do "suchego patyczka").

Gorące ciasto wyjąć z piekarnika i w formie upuścić na podłogę z wysokości ok. 60 cm. Włożyć z powrotem do piekarnika. Wystudzić przy uchylonych drzwiczkach. Wystudzony biszkopt wyjąć z formy i przekroić na 3 blaty.

Masło utrzeć mikserem na puszystą masę. Dodawać stopniowo cukier, cały czas ucierając. Dodać wanilię, serek i dokładnie zmiksować. Na koniec dodać kakao, zmiksować i wstawić gotową masę na ok. 30 minut do lodówki (do lekkiego stężenia).

Składniki na poncz dokładnie wymieszać. Każdy z blatów nasączyć 1/3 ponczu. Wykładać kolejno: ciasto, warstwę dżemu i warstwę kremu. Udekorować dowolnie. Tort przechowywać w lodówce.

Smacznego!

wtorek, 8 kwietnia 2014

Curry z kurczakiem, ananasem i czerwoną fasolą

- Gdy byłam w twoim wieku, wprawiałam się co dnia przez pół godziny. Ach, czasem udawało mi się uwierzyć w sześć niemożliwych rzeczy już przed śniadaniem.

Po pierwsze: wszystko będzie ślicznie, pięknie i dokładnie po mojej myśli - co do szczegółu.
Po drugie: czekolada nie będzie szła w biodra, ani w cycki, w ogóle nigdzie nie będzie szła, będzie tylko przedobra.
Po trzecie: odkryję jakąś planetkę, albo gwiazdkę, albo nowy pierwiastek i będę sławna, pojutrze.
Po czwarte: rodzice przestaną dawać mi pieniążki i z tego powodu wcale nie umrę z głodu.
Po piąte: praca magisterska napisze się sama, wszystko inne na studia też samo.
Po szóste: usłyszę cudowne-czarowne "ok".
Uff. No to start.




Składniki:
(na 2 porcje)

1 pojedyncza pierś z kurczaka
1 mała cebula
2 ząbki czosnku
2 łyżki oleju z pestek winogron
1 puszka fasoli czerwonej w zalewie
6 plastrów ananasa
1/2 puszki mleczka kokosowego (200 ml)
1/2 szklanki soku z ananasa
sok z 1/2 cytryny
1 łyżka mąki rozmieszana w odrobinie zimnej wody
curry
słodka papryka sproszkowana
pieprz cayenne
sól
imbir sproszkowany

Cebulę pokroić w pióra. Kurczaka w paski lub w kostkę. Olej rozgrzać na patelni. Podsmażyć cebulę. Pod koniec smażenia dodać starty na tarce (na drobnych oczkach) czosnek. Do cebuli i czosnku dorzucić kurczaka. Przesmażyć. Przyprawić curry, papryką, pieprzem cayenne i imbirem. Dodać mleczko kokosowe, wymieszać i chwilę gotować.

Fasolę odcedzić z zalewy i dodać do sosu. Ananasa pokroić w kostkę, dodać do sosu. Wszystko wymieszać i podsmażać. Po kilku minutach dodać sok z ananasa i sok wyciśnięty z cytryny. Doprawić solą do smaku.

Na koniec sos zagęścić mąką wymieszaną w zimnej wodzie. Podawać z ulubionymi dodatkami (u mnie: kasza jaglana).

Smacznego!

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Pasta puttanesca


Świat według Sophie Dahl to miejsce nad wyraz przyjemne. Wypełnione żelkami, prawdziwymi lodami (ze śmietanki kremówki, nie jakiegoś tam mleka w proszku odtłuszczonego 1,5% i serwatki), gorzką czekoladą, która tak uroczo hałasuje przy łamaniu i kochaniem siebie. W całości od początku do końca.
Trudno jest jednak kochać siebie. Co więcej - myśleć tylko o sobie nie wolno, trzeba o wszystkim, co się rusza. Zatem hajda, o kotach. Koty są do myślenia przyjemne, puchate i z całą pewnością się ruszają. Autka też się ruszają (jaka szkoda, albo i nie szkoda, że żadnego akurat nie posiadam). I planeta się rusza. Wychodzi na to, że dużo jest rzeczy, o których należy myśleć poza sobą. Albo zamiast siebie. Niczym Matka Polka Samarytanka. I jeszcze Boska na dodatek.
Ale miało być o Sophie Dahl. Zatem makaron ladacznic (cóż za uroczo pruderyjna nazwa).



Źródło przepisu: S. Dahl, Apetyczna panna Dahl

Składniki:
(2 porcje)

200 g makaronu penne
3 łyżki oliwy z oliwek
1 ząbek czosnku, obrany i posiekany
1/2 świeżej czerwonej papryki chilli
400 g pomidorów w puszce (krojonych)
4 fileciki anchois
1/2 łyżeczki brązowego cukru
150 g czarnych drylowanych oliwek
2 łyżki świeżej natki pietruszki, posiekanej

Papryczkę chilli pozbawić pestek i posiekać drobno. Pomidory odsączyć z zalewy. Na patelni rozgrzać 2 łyżki oliwy. Czosnek i chilli podsmażyć. Dodać pomidory. Podsmażać na wolnym ogniu.

Fileciki anchois rozgnieść na pastę z łyżką oliwy. Dodać do sosu. Doprawić cukrem. Smażyć sos przez ok. 20 minut.

Makaron ugotować zgodnie z przepisem na opakowaniu. Oliwki pokroić. Dodać do sosu pod koniec gotowania. Wymieszać gotowy sos z makaronem. Podawać z posiekaną świeżą natką pietruszki.

Smacznego!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...